Komentarze: 1
Kazano mi zapomnieć… radzono mi zabić w sobie uczucie, podobno najpiękniejsze na świecie… mieliśmy poszukać rozwiązania… jedyne jakie przychodzi mi do głowy nie przejdzie przez moje usta – nie chce tego o czym myślę… wiem, że dam radę, razem damy radę – tyle razy nam się udawało, musimy tylko bardzo chcieć…
Mam dziś za sobą kilka nieprzespanych nocy… nocy straconych na patrzeniu w sufit… patrzyłam, ale nic nie widziałam… po policzkach spływały wielkie krople łez… poranek – widać już sufit, trzeba wstać, doprowadzić się do względnego porządku… zrobić coś z oczami żeby babcia znów się nie przestraszyła choroby nabytej w Krakowie… moje oczy – raz wielkie, opuchnięte, czerwone od łez, to zapadnięte z fioletową obwódką… patrząc w lustro nie dziwię się babci, że kazała mi iść do lekarza… do porannej toalety należy również przyklejenie wielkiego uśmiechu i znalezienie odpowiednio optymistycznej pieśni, która powita rodziców… mama widzi, że ten uśmiech nie jest do końca szczery – zna mnie za dobrze, jej nie oszukam… ale mam szczęście, że nie zadaje pytań, nie pyta „dlaczego?”… śniadanie – jem żeby nie było kolejnej wojny domowej… dlaczego ani rodzice ani babcia nie rozumieją, tego że nie jedząc postępuję ekonomicznie, że w przypadku gdy ja nie zjem posiłku, to oni będą mieli więcej jedzenia?
Wojny domowe – powodem ich jest brak pieniędzy… a gdzie są te pieniądze? Prosta odpowiedź – na moim koncie – przeznaczone na utrzymanie „dumy” rodziców w Krakowie… zastanawia mnie jednak to dlaczego oni nigdy nie powiedzą mi tego, że biorę za dużo? … staram się jak mogę żeby jak najwięcej oszczędzić – trudne to jest, mimo iż nie wydaje pieniędzy na głupoty… nie marnuję ich – po prostu kupuję książki do nauki, wydaje pieniądze na jedzenie…
Wartość życia… czym ona jest… właśnie jestem po rozmowie ze znajomym, który próbował popełnić samobójstwo… na szczęście żyje… może on pokaże mi jak cieszyć się każdą chwilą życia … chce tak jak dawniej widzieć słońce, nawet wtedy gdy go nie ma… może droga jest prosta, a ja ją znam, ale nie wiem dlaczego tak unikam… dlaczego boję się podejść do klatek konfesjonału?... muszę przezwyciężyć w sobie ten strach… poderwać się z miejsca i znów unosić ponad ziemią… znów dojrzeć słońce, pokazać je innym…