Komentarze: 5
Obudziłam się dzisiaj ze śpiewem na ustach…
Niestety zwykle po radosnych chwilach przychodzą złe… znowu akurat w tym momencie odezwał się Pan M. no i chciałam się Jemu wypłakać… dał mi trochę do myślenia, później porozmawiałam z mama o problemie i poszłam w moje tajemnicze miejsce…
Miejsce to znajduje się niedaleko mnie… Są to najzwyczajniejsze pola uprawne i drożyny pomiędzy nimi… Wyjątkowość tego miejsca polega na tym, że tam wyraźnie widać granice pomiędzy dwoma środowiskami które jakby nie wiedziały o swoim istnieniu…
Jest to miasto żyjące własnym życiem... kurz unoszący się nad nim, hałas samochodów, dzwonek pociągu, sygnał karetki… Ludzie z miasta nie dostrzegają tego wzgórza za miastem, gdzie jest spokój, cisza… nad głowami latają motyle, śpiewają skowronki, gdzieś w oddali słychać traktor… Drogi którymi szłam w większości były zarośnięte… na kurzu nie było śladów stóp… Miejsce to kocham od dzieciństwa, to właśnie tam najbardziej lubiłam spędach czas… tam łapałam motyle, wyplatałam wianki z polnych kwiatów… Wciąż lubię tam wracać, ale mimo iż jest to zaledwie 20 minut drogi od mojego domu, to coraz rzadziej tam zaglądam…
Dzisiaj usiadłam sobie na jednej drodze i patrząc na te wzgórza po prostu zapłakałam jak dziecko… nie wiem dlaczego płakałam… może dlatego, że nie zawsze potrafię dostrzec tego piękna któro mnie otacza … może poczułam bliskość Boga mając przed sobą cudny fragment świata… a może po prostu w ten sposób pozbyłam się problemów… spojrzałam inaczej na pewne sprawy…
Teraz znowu śpiewam… co prawda mniej optymistyczną piosenkę… o samotności… ale już się z nią pogodziłam…dalej się uśmiecham…