Archiwum 17 lutego 2006


lut 17 2006 ...
Komentarze: 7

Zabrali Go do szpitala kilka dni temu… było to w nocy, rano byłam u Niego, ucieszyłam się, że mnie rozpoznał, jednak nie rozumiałam Go… coś bełkotał… po południu znów byłam u Niego,  mówił troszkę lepiej, ale dalej trudno Go było zrozumieć, w każdym razie tłumaczył swoim szpitalnym „współlokatorom”, że jest ze mnie dumny… na początku nikt nie powiedział nam co Mu jest, kazali tylko czekać kilka dni… dziś się dowiedziałam, że bali się, że to obrzęk mózgu, a w jego wieku to po kilku dniach powoduje śmierć… nogi się pode mną ugięły, w oczach pojawiły się łzy… mogłam/mogę Go stracić, a ja Go nie doceniałam, kilka godzin wcześniej pokłóciłam się z nim o głupotę, zresztą jak zawsze… za dwa dni znów wyjeżdżam, zostawię Ich samych, nie wiem kiedy wrócę… nie chce wyjeżdżać, chcę tu być z Nimi, pomóc Im… On wie, że muszę wyjechać…

 

„Spieszmy się kochać ludzi…”

 

kasjopeja : :